Ogłoszenia:

Paradise Lost – recenzja [i konkurs]

img
kwi
06

Kiedy prawie rok temu pisałem zajawkę o zwiastunie Paradise Lost, miałem spore oczekiwania, choć zdawałem sobie sprawę z faktu, że nie będzie to duża gra. W pewnym sensie miałem rację i w pewnym sensie się myliłem, bo Paradise Lost to mała, wielka gra.

Debiutanckie dzieło studia PolyAmorous ukazuje nam alternatywną wersję historii świata. Taką, w której II Wojna Światowa nigdy się nie skończyła (a może wcale nie, ale do tego jeszcze wrócimy), a naziści po dwudziestu latach nieprzerwanej walki, zdecydowali się na atak nuklearny. Świat poza bunkrem widzimy tylko przez kilka chwil, ale to w zupełności wystarczy, by zrozumieć motywację głównego bohatera – nie wygląda na to, by poza bunkrem, w którym dorastał w towarzystwie swojej matki i tym, który odnajduje na początku gry, istniało jeszcze miejsce, do którego warto się udać…

Początek przygody

Wcielamy się w nastoletniego chłopca – Szymona, który tuż po zatrzaśnięciu za sobą drzwi bunkra, wyrusza na największą – a być może nawet najważniejszą – przygodę swojego życia.

Paradise Lost jest narracyjną i bardzo spokojną grą. Nie znajdziecie tutaj żadnych jump scare’ów, ani tym bardziej krwiożerczych potworów. Jest tylko Szymon – dość cichy, spokojny dzieciak, wyraźnie przytłoczony przez czasy, w których przyszło mu żyć i szukający celu w pustym świecie. Mówią, że człowiek jest zwierzęciem stadnym, więc jaki cel może być lepszy, niż znalezienie drugiego człowieka? Wyposażony tylko w zapalniczkę i zdjęcie z wizerunkiem kogoś, z kim bardzo chciałby się spotkać, Szymon wchodzi do bunkra. Teraz tylko trzeba go odnaleźć…

Żeby to zrobić, zatapia się w mroku ciasnych korytarzy i uruchamia generator, rozświetlając sobie dalszą drogę. Szybko okazuje się, że podziemna placówka nie należy do najmniejszych, a droga nie dość, że nie będzie łatwa, to nie wygląda na krótką.

Właściwie od pierwszych minut gry towarzyszą nam rozsiane tu i ówdzie notatki, będące właściwie jedynym źródłem wiedzy na temat otaczającego nas świata. Dowiemy się w ten sposób dużo na temat ludzi, którzy byli tu przed nami, ale i na temat eksperymentów i metod stosowanych przez nazistów. Oprócz zapisków, czasami możemy podnieść niektóre obiekty i przyjrzeć im się z bliska, a inne zabrać ze sobą, by wykonać jakąś akcję – choć nazwanie tego „zagadkami” byłoby zdecydowanie nadużyciem.

Choć podnoszenie notatek, wciskanie guzików i przełączanie dźwigni to właściwie nasza jedyna interakcja ze światem, to samo otoczenie opowiada odrębne historie. Kiedy ogrywałem we wrześniu ubiegłego roku demo, byłem pod naprawdę ogromnym wrażeniem designu i mnogości detali, jakie PolyAmorous wplotło w przygodę. W pełnej wersji jest zdecydowanie więcej i lepiej – otoczenie opowiada mnóstwo małych historii i mimo iż jest to tylko statyczna scenografia, po większości miejsc chciało mi się spacerować i oglądać zakamarki bunkra. Oczywiście mnóstwo obiektów się tutaj powtarza, jednak projekty lokacji są na tyle przemyślane, że absolutnie nie można uznać tego za wadę. Unreal Engine pokazał pazur, a deweloperzy swoje umiejętności, choć w kilku miejscach widać pewne niedoróbki – głównie okazjonalne problemy z oświetleniem i bardzo, bardzo kiepskie animacje postaci.

Coraz niżej

Z każdym kolejnym poziomem bunkra robi się coraz… No właśnie. Powiedziałbym, że „dziwniej”, bo pojawia się coraz więcej elementów obiecywanej w zapowiedziach słowiańskiej mitologii, ale chyba nie czegoś takiego się spodziewałem. Jeśli graliście w Apsulov: End of Gods, to pamiętacie zapewne wyjątkową mieszankę mitologii nordyckiej z technologią. Jeśli nie – polecam gorąco, bo to kawał dobrej, choć chwilami dziurawej rozrywki.

Apsulov: End of Gods

Apsulov całkiem świadomie i odważnie bawi się konwencją starych legend. Paradise Lost robi w zasadzie coś podobnego, tylko na o wiele mniejszą i bardziej „zachowawczą” skalę, a element technologii zastępuje gęstym sosem retrofuturyzmu w (nie do końca) drugowojennej scenerii. Mimo wszystko mam wrażenie, że PolyAmorous nie chciało przesadzić z elementami „słowiańskości”. Przeciętnemu, zachodniemu odbiorcy nie powinno to przeszkadzać, ale ja, który niejedną kawkę ze słowiańskim odpowiednikiem Hadesa wypiłem, odczuwam pewien niedosyt.

Paradise Lost ma kinowe spolszczenie, ale wszelkie napisy wewnątrz bunkra (za wyjątkiem notatek) nie zostały przetłumaczone. Jeśli nie znacie języka niemieckiego w stopniu chociażby podstawowym wiele nie stracicie, bo nie są to rzeczy konieczne do popchnięcia fabuły dalej. Podczas słuchania audiologów i podczas dialogów cieszą pojedyncze wtrącenia polskich słów w angielskim dubbingu. No i Szymon jest Szymonem, nie Simonem i tak też się przedstawia.

Drobne bolączki, które wymieniłem powyżej są niczym w porównaniu z największym zarzutem, jaki mam w stosunku do gry – Szymon porusza się zdecydowanie za wolno. Rozumiem, że tempo chodzenia, które jest podstawowym sposobem poruszania się jest powolne – w końcu bohater ma ledwie 12 lat. Domyślnie pod lewym Shiftem jest przyspieszenie, które właściwie nic nie daje. Pokusiłbym się nawet o dość odważne stwierdzenie, że ten „bieg” wcale nie zmienia prędkości poruszania, a, podobnie jak w bodajże Mass Effect, włącza lekki zoom. Gdyby nie ciekawa opowieść, prawdopodobnie w połowie gry dałbym sobie z tego powodu spokój.

Pomimo kilku wad…

A skoro o ciekawej opowieści mowa… Fabularnie jest intrygująco, ale bardzo krótko. Paradise Lost wystarczy na mniej więcej 4-5 godzin rozgrywki. 5 rozdziałów fabularnych poprowadzi nas od Zaprzeczenia do Akceptacji, a końcówka gry zmusi do podjęcia niełatwej i – zważywszy na początek przygody – zaskakującej decyzji. Warto zwrócić uwagę na fakt, iż mimo klasycznej dla tego typu gier liniowości, pewne fakty przez większą część rozgrywki (a nawet przez całą) pozostają niedopowiedziane, co buduje bardzo przyjemny klimat. Im więcej będziemy eksplorować, tym więcej się dowiemy, ale nie liczcie na wyłożenie wszystkich kart.

Nie uratujemy tutaj świata, nie stoczymy żadnej bitwy i nie zobaczymy typowego happy endu, który i tak kompletnie nie pasowałby do tego świata. I mimo że Paradise Lost boryka się z kilkoma problemami, to jest to cholernie udany debiut PolyAmorous. Jeśli ich kolejny tytuł będzie osadzony w tym samym uniwersum, to biorę go w ciemno – nawet, gdyby był to symulator chodzenia, za którymi raczej nie przepadam. Ale jeśli deweloperzy ruszą dalej w poszukiwaniu swojego stylu, tak jak swojego czasu zrobił Bloober Team, na pewno będę o nich pamiętał.

Konkurs

Mamy dla Was kopię Paradise Lost. Klasycznie, podobnie do konkursów na Stalker World wystarczy, że napiszecie w komentarzach dlaczego chcielibyście ją otrzymać, a my wybierzemy komentarz, który najbardziej przypadnie nam do gustu. Macie czas do soboty (10 IV 2021).

Podobało się? Udostępnij i pomóż w ekspansji Centrum Zony!
7/10
  • Grafika
    7/10
  • Audio
    9/10
  • Grywalność
    6/10
  • img
    kwi 6, 2021 @ 17:47 pm

    Chciałbym dostać Paradise Lost bo jest to gra która na pewno mi się spodoba. Lubię horrory, ale nie takie które opierają się na oklepanych do bólu metodach straszenia, czyli Jumpscare’y. Lubię gry polegające na klimacie, a ta gra mi taką mi wygląda. Po za tym tak jak piszecie gra jest ciekawa fabularnie, co u mnie jest ogromną zaletą bo uwielbiam na własną rękę odkrywać świat gier, nie spieszyć się i oglądać miejsca w jakich aktualnie się znajduję a dzięki UE4 gra wygląda ładnie 🙂

  • img
    lama Odpowiedz
    kwi 6, 2021 @ 22:03 pm

    Przykro mi, nie biorę udziału w konkursie …. chyba że na najbardziej negatywną wypowiedź
    Wg. mnie to kiepski symulator spacerowicza emeryta. Od startu błędy grafiki jakieś przedziwne przetarcia i prześwietlenia “kliszy”. Raczej nie wyglądają na celowe zabiegi. Brak wyważenia Gammy przy średnim ustawieniu albo nic nie widać, albo razi w oczy. Magiczna kropka celownika to pomyłka – trzeba centralnie wpaść na nią nosem żeby uruchomić interakcję…
    Grafika cieczy, czy piasku boooliii… chodzę sobie po piaseczku tupię jak pluton egzekucyjny i …. nic ani śladu. Wsiadam na brzegu plastikowego kiślu do łódki i nawet się tafla nie zmarszczyła…
    Fabuła podobno jakaś jest? Gra miała szansę odwołać się pięknie do historii Polski, do historii ludzi skazanych na szczęśliwe życie – jest tylko jeden nieumarły i półżywy “komputer”.
    Fakt wnętrza piękne – tylko tam były walki, brak obsługi obiektu od około 20 lat i na prawdę błyszczące drewniane podłogi?! Śnieżno białe ręczniki na plaży?! Marmurowa podłoga w której mogę się przejrzeć i instalacja gdzie jest zwarcie krytyczne a nadal działa…
    no i w sumie całkowity brak zakończenia tej farsy – krótki dialog psychologiczny i albo śmierć i lato “za oknem”, albo życie i śmierć w post nuklearnym świecie….
    Jedyne możliwe zakończenie do przewidzenia gdzieś w połowie spaceru…
    dobrze że to tylko jakieś 6 godzin marszu – a i to też tak powolnego że aż boli. Najlepsze chyba sterowanie pierwsza gra gdzie używam max 5 klawiszy…
    nigdy więcej tam nie wrócę…

  • img
    kwi 8, 2021 @ 17:59 pm

    Chciałbym ponieważ po prostu jestem ciekaw co z tego wyszło. Świat gry idealnie wpasowuję się w klimaty jakie lubię, przynajmniej wnioskując z zapowiedzi i tej recenzji. Fanem chodzenia i czytania nie jestem, szkoda mi trochę że nie da się odczuć w tej grze więcej horroru czy też jakiegoś zagrożenia. No ale skoro to udany debiut to czemu by nie znaleźć chwili wolnego czasu i ograć

  • img
    kwi 8, 2021 @ 18:53 pm

    Grałem ostatnio w iron harvest, które podobnie jak paradise lost przedstawia uniwersum alternatywnej historii, przez co mam wielką ochotę zagłębić się w ten świat :D. Po przeczytaniu waszej recenzji (i kilku innych ale o nich nie będe mówił bo pszeciesz czeba sie wam podlizać rzebyscie mi dali gierke za darmo;DDD) napaliłem się na odkrycie fabuły bo piszecie że jest ciekawa, a ja historię w grach cenie sobie ponad wszystko. Noo może poza klimatem i grywalności (patrze na ciebie cyberpunk).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *