Ostatnio na StalkerWorld ukazał się dość obszerny materiał z cenionej przez Was serii “Dziejów Zony”, a że tam odnosimy się właściwie tylko do tego, co znajdziemy w serii S.T.A.L.K.E.R., ciężko byłoby zmieścić jakiś większy fragment o miejscu, jakim zainspirowało się GSC podczas tworzenia tej lokacji. Na podstronie o samym Limańsku też nie pasowało, więc powstał z tego osobny, całkiem spory artykuł.
Dziś cofniemy się nieco wcześniej, niż zazwyczaj i zaczniemy od dość niespodziewanych czasów – II Wojny Światowej. Jak zapewne doskonale wiecie, w 1939 roku III Rzesza oraz Związek Radziecki podpisali oficjalny pakt o nieagresji. Całą sprawę zapoczątkowało przemówienie Stalina z 10 marca ’39, w którym zadeklarował, że jego kraj dąży do utrzymania przyjaznych stosunków ze wszystkimi krajami, również z Niemcami i Włochami. W “Wojnie Polskiej” Leszka Moczulskiego mowa o krytyce państw zachodnich, które
“prowadzą próby wciągnięcia ZSRR w wojnę z Niemcami (…) wyciągania kasztanów cudzymi rękami”.
W ten sposób przemówienie przeszło do historii pod nazwą “kasztanowej mowy”, która – jak się później okazało – wywołała w Berlinie wielki entuzjazm.
Mimo, iż Stalin strzelał w tym przemówieniu nieco na ślepo i nie był w stanie przewidzieć konsekwencji swoich działań ani reakcji Rzeszy, nie można zapominać o tym, że jednym z najlepszych (acz nieformalnych) sojuszników Związku Radzieckiego była Republika Weimerska. Współpraca między krajami układała się na tyle dobrze, że – pomimo specyficznego nastawienia przywódcy III Rzeszy, jaka zastąpiła przecież Republikę Weimarską – istniały całkiem realne szanse na to, że Związek Radziecki z nadchodzącej wielkimi krokami wojny wyjdzie suchą stopą.
Miesiąc po przemówieniu Stalina, na wniosek ówczesnego attaché ambasady ZSRR w Berlinie, Gieorgija Astachowa, Niemcy rozpoczęły negocjacje w kwestii paktu pomiędzy krajami. Już 23 sierpnia rozmowy zostały zwieńczone podpisaniem przez ministra spraw zagranicznych Rzeszy, Joachima von Ribbentropa i jego sowieckiego odpowiednika, Wiaczesława Mołotowa paktu Hitler-Stalin, który przeszedł do historii jako pakt Ribbentrop-Mołotow.
Nieco ponad rok później pojawia się wątek operacji Barbarossa, czyli agresji Niemiec na ZSRR. Do czasu ataku, zarówno Stalin jak i Hitler w różnym stopniu naginali ustalenia paktu (głównie w kwestii podziału objętych wojną terytoriów, ale też np. zintensyfikowania zbrojenia Armii Czerwonej), ale to właśnie Hitler “złamał się” jako pierwszy – w dużej mierze to on był autorem planu “Unternehmen Barbarossa”.
22 czerwca 1941 roku naziści zaatakowali Sowietów; państwa Osi rzuciły na Stalina ponad 4 miliony żołnierzy, co kompletnie zaskoczyło Armię Czerwoną i sparaliżowały kontratak. Mimo tego, początkowe porażki szybko zamieniły się w zwycięstwa – Stalin był częściowo przygotowany na taki rozwój wypadków. Niedługo później, bo już 3 lipca 1941 roku wygłosił przemówienie, w którym zwrócił się bezpośrednio do narodu, wzywając do walki z agresorem. To właśnie wtedy po raz pierwszy pojawił się termin “Wielkiej wojny ojczyźnianej”, jak zwykło się określać na wschodzie część wojny rozpoczynającą się od operacji Barbarossa i trwającą aż do zakończenia konfliktu w 1945 roku.
Jednak zanim wojna dobiegła końca, Hitler napierał na ZSRR z każdej możliwej strony – również przez Kijów. W lipcu-sierpniu ’41 Wehrmachtowi udało się otoczyć prawie wszystkie siły Frontu Południowo-Zachodniego Armii Czerwonej, w skład którego wchodziło aż 59 dywizji.
Taka ciekawostka – było to największe okrążenie wojsk jakie zanotowano w historii ludzkości.
Sowieci ponieśli ogromne straty – szacuje się, że zginęło ponad 700 tysięcy żołnierzy, a niemalże drugie tyle dostało się do niemieckiej niewoli. Klęska Armii Czerwonej pod Kijowem we wrześniu 1941 była ogromna, a samo miasto zostało doszczętnie zrujnowane. W czerwcu 1942, tuż obok Babiego Jaru, jak określano wąwóz pomiędzy niegdysiejszą Łukianówką a Syriecem, naziści stworzyli obóz koncentracyjny.
Niecałe 12 km stąd, po drugiej stronie Dniepru znajdowało się niewielkie osiedle, a tuż obok niego, na ulicy Mahnitohorskiej mieściła się fabryka włókien syntetycznych (“Химволокно”), produkująca głównie sztuczny jedwab. Po bitwie Wehrmachtu z Armią Czerwoną cały rejon został niemalże zrównany z ziemią – głównie przez wycofujące się siły Związku Radzieckiego.
Dwa lata później, kiedy siły ZSRR ruszyły na zachód celem odbicia całej Ukrainy, wojska niemieckie zostały zmuszone do odwrotu. Choć druga Bitwa o Kijów formalnie zakończyła się dopiero w grudniu 1943 (zwycięstwem ZSRR), to już już w listopadzie trwały prace nad odbudową fabryki włókien; okazało się, że fundamenty starych zabudowań można odratować, a kraj potrzebował sprawnie działającej gospodarki.
Nowe przedsiębiorstwo ochrzczono mianem “Дарницкий шёлковый комбинат” (ukr. Дарницький шовковий комбінат, pol. Darnycka fabryka jedwabiu) a już pod koniec lat ’40 zdołało osiągnąć zdolność produkcyjną zbliżoną do przedwojennej. Nie był to jedyny duży zakład w okolicy, ponieważ niecałe 3 km na wschód od niego działał – także podczas okupacji niemieckiej – Дарницкий вагоноремонтный завод (pol. Darnycki zakład naprawy składów kolejowych), zajmujący się głównie naprawą wagonów kolejowych, a w 1948 roku tuż obok rozpoczęto budowę fabryki “Радикал” (pol. Rodnik), produkującej chemikalia.
Nie ma pracy bez ludzi, a ludzi bez zakwaterowania. Dawne osiedle pracowników “Химволокнa” zostało odbudowane – w dużej mierze rękoma niemieckich jeńców wojennych, pojmanych głównie, ale nie tylko podczas drugiej Bitwy o Kijów. Z zabudowy przedwojennej ocalało tylko kilka budynków, będących już wówczas w kiepskim stanie technicznym. Z tego względu posłużono się projektami radzieckich architektów, które dalekie były od popularnego wtedy stylu budownictwa mieszkalnego.
W niektórych źródłach znaleźć można informacje o projektach architektów niemieckich, ale po przejrzeniu starych planów jesteśmy całkowicie pewni, że twórcami tych koncepcji byli Rosjanie. Jednym z nich był niejaki Leonid Poliakow, który zaprojektował także między innymi moskiewski hotel Leningradskaja – jedną z tzw. “Siedmiu Sióstr“, czyli wieżowców, łączących w sobie klasyczną architekturę rosyjską z pomysłami zaczerpniętymi z amerykańskich metropolii.
Każdy z dwupiętrowych budynków przeznaczonych na kwatery dla pracowników fabryk był niezwykle bogato zdobiony; część miała portyki, spore balkony czy zewnętrzne schody, prowadzące do mieszkań na piętrze, większość posiadała również niewielki dziedziniec z ławkami czy nawet fontannami do dyspozycji mieszkańców.
Lokale były w pewnym sensie elitarne i osiedlono tutaj głównie najlepszą kadrę produkcyjną, ale przede wszystkim kadrę kierowniczą pobliskich zakładów. Im bardziej rozrastała się “dzielnica niemiecka”, jak zwykło się nazywać tę niewielką osadę z uwagi na fakt, iż powstała głównie dzięki pracy niemieckich jeńców (a potem obywateli), tym bardziej zbliżała się do granic Socgorodu – pobliskiego dużego osiedla mieszkaniowego.
“Аварийный посёлок” (pol. Osiedle awaryjne), czy też “dzielnica niemiecka” w pewnym momencie połączyła się z Socgorodem, będąc już samowystarczalną strefą z własnym parkiem, szkołą, salonem fryzjerskim, delikatesami czy pasmanterią. Według relacji byłych mieszkańców, ludzie zamieszkujący to miejsce zwykli latem zbierać się na zewnątrz, spędzać czas na licznych ławkach grając w szachy, czytając gazety i doglądając bawiących się dzieci. Okolica bardziej przypominała małą, urokliwą wioskę tętniącą życiem, niż duże miasto.
“Dzielnica niemiecka” / © zametkin.kiev.ua
I tak np. przy ulicy Червоноткацька (pol. Czerwonotkacka) 6 i 4 znajdowały się budynki z charakterystycznymi portykami, zwieńczonymi trójkątnym frontem. Kilkanaście takich samych znajdziecie w Limańsku i to tuż po wejściu na lokację. Narożniki niektórych, zarówno w S.T.A.L.K.E.R.-ze jak w rzeczywistości posiadają dodatkową kondygnację i małe balkony.
Przy tej samej ulicy, ale nieco dalej znaleźć można było budynki o podobnej konstrukcji, ale znacznie większych rozmiarach. Tuż za nimi stanęło kilka trzypiętrowych bloków, co również – w pewnym sensie – zostało odzwierciedlone w Czystym Niebie. Tyle, że bloki w Limańsku były po prostu kalką tych, jakie znajdziemy w Prypeci, a te w “dzielnicy niemieckiej” wyglądały zupełnie inaczej.
Na całym terenie znajdowały się rozsiane tu i ówdzie mniejsze nieruchomości z blaszanym dachem, które również możecie kojarzyć z Limańska, ale zdecydowanie największe wrażenie robiły te z zewnętrznymi klatkami schodowymi, przywodzącymi na myśl raczej włoskie, idylliczne wioski, niż stolicę kraju w Europie Wschodniej.
“Dzielnica niemiecka” / © jamico.livejournal.com
Na całą dzielnicę składało się raptem kilka ulic: Гната Хоткевича (pol. Hnata Chotkewycza), Краковская (pol. Krakowska), wspomniana Червоноткацька, Мініна (pol. Minina), Пожарського (pol. Pożarskiego), Попудренко (pol. Popudrenki) oraz – co od razu wyda Wam się znajome – Миколи Лебедєва (pol. Nikołaja Lebiediewa). Ciężko w tej chwili stwierdzić, czy GSC właśnie z “dzielnicy niemieckiej” pożyczyło sobie pomysł na nazwisko przywódcy frakcji Czyste Niebo, ale gdyby było inaczej, to byłby to wyjątkowy zbieg okoliczności…
Z biegiem czasu coś się w tym idyllicznym obrazku zaczęło jednak psuć. Pobliska fabryka “Радикал” może i przodowała w wytwarzaniu chloru czy sody kaustycznej, ale w pewnym momencie została również liderem w produkcji dichlorodifenylotrichloroetanu (czyli Azotoxu, stosowanego w połowie ubiegłego wieku jako środek owadobójczy i w trakcie II wojny światowej do ochrony przed tyfusem plamistym), który opiera się głównie na silnie toksycznej rtęci, co nie pozostało oczywiście bez wpływu na środowisko. Zakład działał tak prężnie (i bezmyślnie), że pobliskiej rzece zdarzało się podobno zmieniać kolor na fioletowy…
Działalność fabryki “Химволокно”, jak i otwartej w 1954 elektrociepłowni również dołożyły swoje cegiełki do degradacji okolicy.
Gdy okoliczny przemysł stawał się coraz większym problemem, pracownicy produkcyjni zostali bez wyjścia – zaczęli przenosić się do budowanych nieopodal “Chruszczowek”, czyli niewysokich bloków z wielkiej płyty. “Dzielnica niemiecka” stawała się powoli domem dla pracowników przymusowych, skazywanych przez władze na pracę w pobliskich zakładach. W przeciwieństwie do poprzednich lokatorów, ci nie utrzymywali ze sobą dobrych i bliskich stosunków, a malownicza okolica powoli zaczęła być spychana na margines; z przyjaznego, wręcz wakacyjnego kurortu zaczęła zmieniać się w niebezpieczne getto, a niszczejące budynki z roku na rok wymagały coraz bardziej kompleksowych napraw.
Ostatnie remonty, jakie przeszły zabudowania w tej okolicy datuje się na początek lat ’80 ubiegłego wieku. Niektóre z nich w chwili podjęcia decyzji o wyburzeniu miały już 70 lat i ciężko ocenić, jak długo mogłyby jeszcze służyć mieszkańcom.
“Dzielnica niemiecka” w 2009 roku / © explorer.kiev.ua
Większość z nich zdawała się cieszyć z nowego lokum, jakie otrzymała od miasta – to mieściło się najczęściej w jednym z otaczającym “dzielnicę niemiecką” nowoczesnych wieżowców. Rozbiórka trwała nieprzerwanie od 2004 roku, jednak część ludzi odmówiła wyprowadzki. W ten sposób dochodziło do coraz większych absurdów: zdarzały się sytuacje, w których w jednym mieszkaniu były nowe drzwi i okna, a po drugiej stronie walącego się budynku koczowali narkomani i bezdomni.
“Dzielnica niemiecka” w 2017 roku / © vlada.io
Od 2011 działała nawet aktywna grupa mieszkańców Kijowa, próbująca uratować starą zabudowę i wnioskować o nadanie jej statusu zabytkowej, jednak bezskutecznie. Od tamtej pory charakterystyczne budynki znikają jeden po drugim – czy to na skutek zwalniania gruntów pod kolejne wieżowce, czy koniecznych prac rozbiórkowych, wynikających z wieloletnich zaniedbań i braku koniecznych prac konserwacyjnych.
Oprócz licznych zdjęć, „dzielnica niemiecka” odtworzona w grze S.T.A.L.K.E.R.: Czyste Niebo pozostaje jedynym, względnie namacalnym dowodem istnienia tego wyjątkowego miejsca. Szkoda, że GSC Game World nie zdecydowało się na wymodelowanie wnętrz budynków, ale przynajmniej same ich bryły zostały odtworzone dość wiernie jak na czas, w którym powstały. Limańsk nie odzwierciedla co prawda układu oryginalnej dzielnicy, ale w tym momencie jest to jedyna możliwość, by zwiedzić jej namiastkę.
Pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze kiedyś – czy to w formie Limańska, czy innego projektu – jeszcze tutaj wrócimy.